- Ciężki dzień? - usłyszałem za plecami
tak dobrze znany mi głos.
Odwróciłem się na pięcie i zobaczyłem ją. Odkąd poznałem Hanę, od razu ją polubiłem. Była inna niż wszystkie kobiety, które jak dotąd spotkałem. I nie chodzi tu o wygląd, chociaż jest niczego sobie. Blondynka, zgrabna, dłuugie chude nogi.. taki mój ideał. I złapała świetny kontakt z Tośką, której szczęście jest dla mnie najważniejsze. Nawet myślałem, że może uda nam się coś więcej niż przyjaźń, ale zrezygnowałem. Mam wrażenie, że ona tego nie chce, że pasuje jej tak jak jest. Więc po co to zmieniać? No właśnie, to bez sensu.
- Kiepsko wyglądasz.. jadłeś coś dzisiaj? - zapytała kładąc dłoń na moim ramieniu.
Troszczy się o mnie. Od zawsze. Ale to tylko przyjaźń.
- Jadłem – odpowiedziałem bez namysłu.
- Na pewno? – zapytała mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu. – Czy tylko szybka kawa rano? – uśmiechnęła się delikatnie.
- Za dobrze mnie znasz.. – westchnąłem śmiejąc się przy tym.
Ruszyłem w stronę swojego samochodu. Przecież ktoś musi jeszcze odebrać Tosię ze szkoły. Jednak odwróciłem się jeszcze na moment..
- Podwieźć cię gdzieś? – zapytałem jednocześnie szukając kluczyków po kieszeniach.
- Dzięki, dzisiaj jestem swoim samochodem – znów delikatnie uśmiechnęła się w moją stronę.
Bardzo lubiłem, gdy się uśmiecha. Ładnie wtedy wygląda. To po prostu taka prawdziwa Hana, która codziennie jest uśmiechnięta i wesoła. Swego czasu miała problemy, ale szybko z tego wyszła. W sumie z moją pomocą.
- No to ten… - podrapałem się po głowie. – To ja lecę, Tośkę musze odebrać.. – przypomniałem sobie, że przecież czas mnie nagli.
Podszedłem do niej i pocałowałem ją w policzek na pożegnanie. Już każde z nas rozeszło się w swoją stronę, kiedy za plecami usłyszałem wołanie Wiktorii..
- Piotr! No Piotr, zaczekaj! – podbiegła do mnie szybciej niż światło. Dosłownie.
- Skończyłem dyżur, nie ma mnie! – uśmiechnąłem się do niej i wsiadłem do samochodu.
- No Piotr, proszę cię.. – Wiki spojrzała na mnie błagalnie. I już byłem praktycznie pewien, że to coś ważnego.
Wiktoria wiedziała, że sam wychowuję Tośkę. Wiedziała także, że teraz jadę po małą do szkoły, bo wcześniej rozmawialiśmy.
- No dobra, mów, byle szybko… - westchnąłem.
- Nie wiem, czy tak szybko.. Musimy reoperować tego pacjenta z trzustką..
- Chyba sobie żartujesz?! Wszystko było przecież dobrze, ja teraz nie mogę!
- Myślisz, że żartowałabym z tego? – spojrzała na mnie wymownie.
- Cholera jasna.. – zakląłem pod nosem. – Nie ma kto Tośki odebrać ze szkoły.. – westchnąłem palcami przeczesując włosy.
Wiki również coś po cichu zaklęła. Widziałem, że rozgląda się dookoła, jakby szukała jakiejś deski ratunku. Ja od razu pomyślałem o Hanie, ale co to, to nie. Zawsze mnie ratowała w takiej sytuacji, aż głupio mi było ją o to prosić. No i nagle obok swojego samochodu zobaczyłem samochód Goldberg. Wiki musiała ją wypatrzyć i kiwnęła na nią, gdy tamta już wyjeżdżała z parkingu.
- Hana, słuchaj, musisz nam pomóc.. To znaczy Piotrowi.. – Wiktoria zaczęła swoją paplaninę. Wiedziałem, że Hana się zgodzi. Ma za dobre serce.. No i w dodatku to jest Hana.
Tym sposobem została po raz kolejny opiekunką Tosi. A ja, razem z Wiki, pobiegłem na blok. No cóż, taki zawód lekarza… Oczywiście nie obyło się bez komplikacji. Prawie straciliśmy pacjenta. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a zanim wyszedłem za szpitala Ruud zdecydował się go wybudzać.
Po takich emocjach jedyne czego było mi potrzeba, to świeże powietrze. Czym prędzej starałem się wyjść ze szpitala i wsiąść do samochodu, żeby przypadkiem już nikomu nie przeszło przez myśl mnie zatrzymywać. Dopiero gdy wyszedłem ze szpitala zdałem sobie sprawę, która jest godzina. Na zewnątrz robiło się już powoli ciemno. Spojrzałem na zegarek, dochodziła 19. Świetnie, po prostu świetnie. Hana na pewno jest przeszczęśliwa, że musi się zajmować Tosią. Wsiadłem do samochodu i czym prędzej pojechałem do Hany, bo pewnie wzięła Tośkę do siebie.
Odwróciłem się na pięcie i zobaczyłem ją. Odkąd poznałem Hanę, od razu ją polubiłem. Była inna niż wszystkie kobiety, które jak dotąd spotkałem. I nie chodzi tu o wygląd, chociaż jest niczego sobie. Blondynka, zgrabna, dłuugie chude nogi.. taki mój ideał. I złapała świetny kontakt z Tośką, której szczęście jest dla mnie najważniejsze. Nawet myślałem, że może uda nam się coś więcej niż przyjaźń, ale zrezygnowałem. Mam wrażenie, że ona tego nie chce, że pasuje jej tak jak jest. Więc po co to zmieniać? No właśnie, to bez sensu.
- Kiepsko wyglądasz.. jadłeś coś dzisiaj? - zapytała kładąc dłoń na moim ramieniu.
Troszczy się o mnie. Od zawsze. Ale to tylko przyjaźń.
- Jadłem – odpowiedziałem bez namysłu.
- Na pewno? – zapytała mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu. – Czy tylko szybka kawa rano? – uśmiechnęła się delikatnie.
- Za dobrze mnie znasz.. – westchnąłem śmiejąc się przy tym.
Ruszyłem w stronę swojego samochodu. Przecież ktoś musi jeszcze odebrać Tosię ze szkoły. Jednak odwróciłem się jeszcze na moment..
- Podwieźć cię gdzieś? – zapytałem jednocześnie szukając kluczyków po kieszeniach.
- Dzięki, dzisiaj jestem swoim samochodem – znów delikatnie uśmiechnęła się w moją stronę.
Bardzo lubiłem, gdy się uśmiecha. Ładnie wtedy wygląda. To po prostu taka prawdziwa Hana, która codziennie jest uśmiechnięta i wesoła. Swego czasu miała problemy, ale szybko z tego wyszła. W sumie z moją pomocą.
- No to ten… - podrapałem się po głowie. – To ja lecę, Tośkę musze odebrać.. – przypomniałem sobie, że przecież czas mnie nagli.
Podszedłem do niej i pocałowałem ją w policzek na pożegnanie. Już każde z nas rozeszło się w swoją stronę, kiedy za plecami usłyszałem wołanie Wiktorii..
- Piotr! No Piotr, zaczekaj! – podbiegła do mnie szybciej niż światło. Dosłownie.
- Skończyłem dyżur, nie ma mnie! – uśmiechnąłem się do niej i wsiadłem do samochodu.
- No Piotr, proszę cię.. – Wiki spojrzała na mnie błagalnie. I już byłem praktycznie pewien, że to coś ważnego.
Wiktoria wiedziała, że sam wychowuję Tośkę. Wiedziała także, że teraz jadę po małą do szkoły, bo wcześniej rozmawialiśmy.
- No dobra, mów, byle szybko… - westchnąłem.
- Nie wiem, czy tak szybko.. Musimy reoperować tego pacjenta z trzustką..
- Chyba sobie żartujesz?! Wszystko było przecież dobrze, ja teraz nie mogę!
- Myślisz, że żartowałabym z tego? – spojrzała na mnie wymownie.
- Cholera jasna.. – zakląłem pod nosem. – Nie ma kto Tośki odebrać ze szkoły.. – westchnąłem palcami przeczesując włosy.
Wiki również coś po cichu zaklęła. Widziałem, że rozgląda się dookoła, jakby szukała jakiejś deski ratunku. Ja od razu pomyślałem o Hanie, ale co to, to nie. Zawsze mnie ratowała w takiej sytuacji, aż głupio mi było ją o to prosić. No i nagle obok swojego samochodu zobaczyłem samochód Goldberg. Wiki musiała ją wypatrzyć i kiwnęła na nią, gdy tamta już wyjeżdżała z parkingu.
- Hana, słuchaj, musisz nam pomóc.. To znaczy Piotrowi.. – Wiktoria zaczęła swoją paplaninę. Wiedziałem, że Hana się zgodzi. Ma za dobre serce.. No i w dodatku to jest Hana.
Tym sposobem została po raz kolejny opiekunką Tosi. A ja, razem z Wiki, pobiegłem na blok. No cóż, taki zawód lekarza… Oczywiście nie obyło się bez komplikacji. Prawie straciliśmy pacjenta. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a zanim wyszedłem za szpitala Ruud zdecydował się go wybudzać.
Po takich emocjach jedyne czego było mi potrzeba, to świeże powietrze. Czym prędzej starałem się wyjść ze szpitala i wsiąść do samochodu, żeby przypadkiem już nikomu nie przeszło przez myśl mnie zatrzymywać. Dopiero gdy wyszedłem ze szpitala zdałem sobie sprawę, która jest godzina. Na zewnątrz robiło się już powoli ciemno. Spojrzałem na zegarek, dochodziła 19. Świetnie, po prostu świetnie. Hana na pewno jest przeszczęśliwa, że musi się zajmować Tosią. Wsiadłem do samochodu i czym prędzej pojechałem do Hany, bo pewnie wzięła Tośkę do siebie.
Wcale się nie myliłem. Kiedy wszedłem
do mieszkania Goldberg, ta mnie tylko ponagliła, że Tośka już śpi. Miałem już
zabrać małą do siebie, ale Hana jak to Hana powiedziała, że nie wypuści mnie z
mieszkania bez porządnej kolacji. Od zawsze taka była! Zajmowała się mną i
Tosią, co było całkiem.. urocze?
Zdjąłem kurtkę, po czym wspólnie
zasiedliśmy do stołu. Brakowało mi teraz tylko mojej ukochanej córeczki, ale
nie miałem serca jej po prostu budzić.
- Szpinak?- zapytałem robiąc przy tym
szerokie oczy. Bądź co bądź jakoś średnio przepadałem za tą potrawą..
- No tak. Nie lubisz?
- Nie, nie skąd. To moje ulubione
danie.- skłamałem na poczekaniu, by nie sprawić przyjaciółce przykrości.- Swoją
drogą to w końcu powinnaś wpaść do nas z jakąś wizytą.. Muszę Ci podziękować za
kolejną opiekę nad Tośką.. W sumie to nie wiem co bym bez Ciebie zrobił.
- Daj spokój Piotr. Od tego są
przyjaciele.- Hana spojrzała na mnie dwuznacznie, uśmiechając się przy tym
szeroko.
- Smacznego.- dodałem już tylko nie do
końca zachęcony jedzeniem.
Dłubałem i dłubałem w tym talerzu jakoś
bez większego przekonania. Kiedy Hana spoglądała w moją stronę udawałem tylko,
że się lekko uśmiecham. Dosłownie dziękowałem Bogu, kiedy zadzwonił mój
telefon.
- Przepraszam na chwilę.- dodałem,
wstając od stołu.- Piotr Gawryło.- odebrałem połączenie od numeru, którego nie
miałem wcześniej w telefonie.
Jak się okazało dzwoniła Marta Kubacka,
matka dobrego kolegi mojej córki. Kilka razy rozmawiałem z tą kobietą podczas
zebrań w szkole małej, ale nigdy nie podawałem jej swojego numeru. Jak się
okazało wzięła go od wychowawczyni naszych dzieci, by móc zaprosić na przyjęcie
urodzinowe jej syna Franka Tosię. Musiałem wtedy przyznać sam przed sobą, że
jest dosyć atrakcyjną kobietę. Nie wiem czemu podczas rozmowy z nią, na mojej
twarzy pojawił się mimowolnie uśmiech. Zrobiło mi się jakoś cieplej na sercu
kiedy słyszałem ten jej aksamitny głos. Z tego co wiem była brunetką o dobrych
kształtach. Chciałem się z nią kiedyś nawet raz czy dwa umówić, lecz przez
problemy rodzinne zawsze mi odmawiała.
Kiedy się w końcu rozłączyłem usiadłem
do stołu ponownie jak gdyby nigdy nic. Co gorsza nie umiałem zapanować nad
uśmiechem, który nie schodził mi z twarzy!
- Coś się stało?- długo nie trzeba było
czekać by Hana zaczęła wypytywać.
- Nie, czemu?
- Jakoś tak promieniejesz.- blondynka
tylko wzruszyła ramionami nie spuszczając ze mnie wzroku.- Jakiś ważny
telefon?- dopytywała dalej.
- Dzwoniła matka Franka.- wyjaśniłem po
krótkiej chwili.
- I dlatego jesteś taki uśmiechnięty od
ucha do ucha?- w tej chwili Hana odstawiła talerz na bok. Już wiedziałem, że
nie odpuści mi tej spowiedzi!
- Zaprosiła Tosię na jego urodziny, a
co za tym idzie mnie także.
- Iii?
- No i to oznacza spędzenie z nią
trochę czasu. Wiesz, sam na sam.
Nie wiem czemu po tych słowach uśmiech
z twarzy Hany znikł. Miałem się już pytać, o co chodzi, lecz po chwili, jak gdyby
nigdy nic wstała od stołu zabierając talerze do kuchni. Zastanawiałem się czy
iść do niej czy nie, lecz nie chciałem się narażać. Goldberg czasami miewała
ciche dni, podczas których odcinała się od wszystkiego i wszystkich. Myślałem,
że jest tak właśnie teraz.
Niestety się myliłem. Po krótkiej
chwili blondynka wróciła z jakby wymuszonym uśmiechem siadając na swoim
wcześniejszym miejscu.
- To jest ta sama kobieta, o której
wspominałeś mi wcześniej? Ta, która kiedyś wpadła Ci w oko?- tak nagły powrót
do tematu przez Hanę troszkę mnie zaskoczył!
- Dokładnie ta sama.- odparłem z
nieukrywanym zadowoleniem.- Albo mi się wydaje, albo w końcu uda nam się umówić
na randkę.
- Na pewno się uda.- odparła niby to
uśmiechnięta blondynka, lecz jakaś zła. Teraz to już naprawdę nie miałem
pojęcia o co jej chodzi!
- Pomożesz mi?- zapytałem od tak
chwytając ją delikatnie za rękę by na mnie spojrzała.
- W czym niby?
- Pomóc mi się ogarnąć, żebym nie zmarnował
szansy? Wiesz, ubiór, prezent, kwiaty.. Prawdę powiedziawszy to już nawet nie
pamiętam, jak wyglądają randki. Chyba z tego wyrosłem..- zrobiłem do Hany
słodkie oczka i już wiedziałem, że mi nie odmówi.
- Pewnie. Żaden problem.- odparła bez
entuzjazmu.
Ja jednak byłem w skowronkach! Nie
mogłem pohamować swojej radości, przez co tylko delikatnie i na szybko dałem
Hanie małego buziaka w policzek!
- Jesteś najlepsza.- dodałem jeszcze
naprawdę szczerze, wstając od stołu..- Idę po tą swoją małą księżniczkę..-
ruszyłem do sypialni gdzie spała Tośka, lecz po chwili obróciłem się jeszcze na
pięcie.- Jesteś najlepsza.- stwierdziłem szczerze, po raz kolejny uśmiechając
się przy tym od ucha do ucha…
No to piszcie, co sądzicie! <3
No to piszcie, co sądzicie! <3
świetne :D czuje że będzie ciekawie :D czeka na nexta :p
OdpowiedzUsuńSuper! Kiedy next?
OdpowiedzUsuńCzy to w końcu Hana będzie się starała o Piotra a nie na odwrót?
OdpowiedzUsuńSuper!!!!!!
super mam tylklo prośbe do autorki bloga żeby się ze mną skontaktowałą jak to możliwe <3
OdpowiedzUsuńMozna wieksza czcionke poprosic?? opowiadanie boskie
OdpowiedzUsuńfaajne.
OdpowiedzUsuńNEXT <3
OdpowiedzUsuńJejku już kocham to opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńJej o.o juz kocham to opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńJejqu.. robi sie ciekawie <3 kiedy next? ^^
OdpowiedzUsuńbędzie dzisiaj next ? :D
OdpowiedzUsuńJuż pokochalam to opowiadanie ;**
OdpowiedzUsuńI love.............
OdpowiedzUsuńSuper opo. Kiedy next???
OdpowiedzUsuńNexcik, raz. Proszę :-D
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł na opo :)
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać nexta !!!
Może w końcu next? :)
OdpowiedzUsuń34 yr old Engineer I Bernadene Bicksteth, hailing from MacGregor enjoys watching movies like Chapayev and Sculpting. Took a trip to Rock Drawings in Valcamonica and drives a 600SEC. Odwiedz Twoj adres url
OdpowiedzUsuń