poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Cz.2


Minęło kilka dni odkąd ostatni raz rozmawiałem z Haną. W zasadzie od tamtego wieczoru, kiedy to zostałem u niej na kolacji, nawet jej nie widziałem. Oczywiście raz czy dwa minęliśmy się w szpitalu, lecz ona jakoś jak nigdy, bez większego entuzjazmu, rzucała jakieś Heej, po czym szła w swoją stronę.
Nie wiedziałem za bardzo, o co chodzi i chyba musiałem wyjaśnić tę sprawę dla własnego sumienia. Ponoć czysta dusza to czyste życie? Przeczytałem tak ostatnio w horoskopie, mimo iż kompletnie w takie bzdury nie wierzę.
Parkowałem właśnie samochód na szpitalnym parkingu, bo jak zawsze w poniedziałkowy ranek byłem spóźniony! Wszystko przez te korki spod szkoły Tośki. Jakoś mimo codziennego jeżdżenia tam, zawsze na nie trafiałem.
Podczas dyżuru, w końcu miałem chwilę wytchnienia. Zamiast pójść do bufetu, by napić się porządnej kawy, udałem się prosto do gabinetu Hany.
Zapukałem dwa razy, po czym wszedłem do środka. Blondynka siedziała z opuszczoną głową coś notując.
- Można?- zapytałem dla prowizorki. Mimo wszystko, nie chciałem się jej narzucać. Miała swoje życie, swoje sprawy. My się tylko przyjaźnimy..
- Pewnie.- odparła z ukrywaną radością?
Znowu nie mogłem jej rozszyfrować jak i tamtego wieczoru. Albo się zmieniła w stosunku do mnie, albo miała jakieś problemy.
- Dzwoniłem wczoraj, nie odebrałaś.- powoli zacząłem badać „grunt”.
- Byłam zajęta.- po raz pierwszy blondynka spojrzała na mnie tak, jak dawniej.- Wybacz Piotr, ale jeśli to nic pilnego, to chciałabym zostać sama. Mam masę pracy.
- Może Ci pomóc?- zdziwiło mnie to jej oschłe podejście. Nigdy taka nie była!
- Zgaduję, że na chirurgii nie zajmujecie się liczeniem trymestrów ciąży i innych takich.. Chcesz o czymś porozmawiać?
- W zasadzie to tak.- postanowiłem być z nią szczery.. W końcu tak działa przyjaźń?
- Nooo?
- Od przeszło tygodnia mnie unikasz, a ja powoli panikuję.
- Panikujesz?- na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech.
- No tak.. Zbliżają się te całe urodziny, a ja kompletnie nie wiem jak się zachować, co kupić. Nie śmiej się ze mnie, ale.. ale ja już naprawdę wyszedłem z wprawy…
Patrzyłem się na Hanę bardzo dosadnie i nie umknęło mojej uwadze to, kiedy jej uśmiech z twarzy ponownie zniknął. Popatrzyła się na mnie jakby od niechcenia. Wiedziałem, że chce coś powiedzieć, jakoś to wszystko skomentować, ale nie chciała robić mi najpewniej przykrości.
- Słuchaj Piotr..- takiego poważnego tonu głosu z jej ust nie słyszałem już od dawna.- Dzisiaj po pracy wybieram się na zakupy. Jeśli chcesz, to weź ze sobą Tosię i razem coś dla Ciebie wybierzemy.
- Na zakupy mówisz?- była to ostatnia rzecz o jakiej marzyłem!
- No tak. Potrzebuję coś nowego, bo kompletnie nie mam czego na siebie włożyć na jutrzejszy wieczór.
- A to jutro jakiś ważny dzień?- sam nie wiem czemu tak bardzo mnie to zaciekawiło.
- Powiedzmy.- odparła wymijająco blondynka, uśmiechając się pod nosem.
 Teraz to już byłem wręcz pewien, że mi o czymś nie mówi!
Patrzyłem się na nią nic nie mówiąc, ponieważ wiedziałam, że prędzej czy później sama się przede mną otworzy.
- Chyba mam randkę.
Nie wiem czemu, nie wiedziałem, co powiedzieć. Pierwszy raz, od nie wiem kiedy, nastała między nami jakaś krępująca cisza. Niby się cieszyłem z jej szczęścia, ale.. Nie do końca byłem do tego wszystkiego przekonany.
- Znam go?
- Raczej nie.. W zasadzie to sama mało co o nim wiem.
- Nie znasz go i nic o nim nie wiesz, a już się umawiasz na randki?- nie rozumiałem samego siebie, o co mam do Hany pretensje?
- Jest przystojny i bardzo, ale to bardzo uprzejmy. Z resztą, zobaczymy, co z tego będzie.- Hana w końcu zmierzyła mnie wzrokiem nim dodała również lekko poirytowana.- Ja Ci nie wypominam z kim się spotykasz.
- Wiem i przepraszam za to.- w końcu wstałem już naprawdę lekko wkurzony. O co mi chodziło tym razem?- Do zobaczenia potem.- dodałem chłodno wychodząc już bez żadnego słowa z gabinetu blondynki..
Dyżur minął mi nadzwyczaj szybko. Pewnie dlatego, że cały czas coś się działo, a ja nie miałem chwili wytchnienia. Nie miałem czasu nawet pomyśleć o Hanie czy Tosi.. Jednak ostatnio ta pierwsza skłania mnie do większych refleksji. No i jeszcze umówiła się na randkę! Kto by pomyślał, Hana Goldberg, zawsze sama sobie ze wszystkim radząca, znalazła sobie kogoś! No właśnie, kogoś, bo nawet go nie zna. Im dłużej o tym myślałem, tym bardziej zaczynałem się o nią martwić. W końcu to moja przyjaciółka, więc to chyba normalne, że się o nią martwię. Mówiła, że nie wie dużo o tym kimś, a idzie z nim na spotkanie.. A nie, przepraszam, na RANDKĘ! Jakoś nie mieści mi się to w głowie.. A co jeśli ten ktoś ją skrzywdzi? Zrobi jej coś złego? Narastała we mnie złość, gdy tylko o tym myślałem. A zaprzątało mi to myśli całą drogę do szkoły Tośki. Nawet nie zauważyłem, kiedy dojechałem na miejsce. Nawet nie musiałem wysiadać z samochodu, bo mała od razu mnie zauważyła i przybiegła. Ruszyłem, gdy tylko wsiadła.
- I co tam dziś w szkole ciekawego się działo? - postawiłem na standard. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że to samo pytanie zadaję Tosi od początku jej kariery w szkole. Ale ze mnie ojciec..
- Wszystko okej, nawet dostałam 5! - odpowiedziała mała z entuzjazmem. Uśmiechnąłem się do niej, a raczej do lusterka, w którym ją widziałem.
- A dużo masz lekcji do odrobienia?
- A co, znowu mnie musisz zawieść do Hany? - zapytała z tym swoim uśmieszkiem.
- Nie, ale jesteśmy z nią umówieni - uśmiechnąłem się do niej tak samo, jak ona do mnie.
- Ale ja wam nie chcę przeszkadzać w tych waszych randkach - powiedziała śmiało.
- Tośka, ile razy mam ci powtarzać, że my nie chodzimy na randki? - aż odwróciłem głowę i popatrzyłem na nią. Odwróciłem się z powrotem kontrolując przy tym tor jazdy samochodu. - Nie chodzimy, nigdy nie chodziliśmy i nie będziemy chodzić..
Spojrzałem w lusterko, by wybadać jej reakcję. No tak, znowu się naburmuszyła i miała "focha", jak to sama mówi. Ja nie wiem, co za dziecko? Od kiedy poznałem Hanę, mała nastawiła się, że to z nią stworzymy dom i prawdziwą rodzinę, której nie mogła mieć przez swoją wyrodną matkę. Ja wiem, że nawet gdybym się dwoił i troił, nie zastąpię jej matki, której ona usilnie szukała właśnie w Hanie. Ale to tylko moja przyjaciółka.. Za to jest Marta. Ma w sobie "to coś", jednak Tosia za nią nie przepada. Nawet kiedyś mi powiedziała, że woli Hanę. Ale nic na to nie poradzę, że do Hany nie czuję nic więcej niż przyjaźń, za to Marta.. to jest kobieta, z którą chyba chciałbym spędzić resztę życia. Chyba, bo póki co nie wiem, czy ona mogłaby powiedzieć to samo. Niby spotkaliśmy się kilka razy, ale to był zwykły przypadek. Raz wyszliśmy do kina, ale wyjście okazało się kompletną katastrofą, o której chciałbym jak najszybciej zapomnieć.. W każdym razie - tego wieczoru muszę się jej przypodobać. Mam tylko nadzieję, że Hana mi w tym pomoże, bo bez niej zostaję z tym kompletnie sam. Na Tośkę nawet nie mam co liczyć.. No i zastanawia mnie jeszcze ostatnie zachowanie Hany. Zrobiła się jakaś taka inna, oschła, przestała nas tak często odwiedzać, mimo że mieszkamy na tym samym osiedlu. Aż zastanawiałem się czy przypadkiem nie powiedziałem czegoś, co mogłoby ją w jakiś sposób urazić. Ale nic takiego sobie nie przypominam, więc po prostu stwierdziłem, że musi mieć teraz po prostu jakiś gorszy czas, bo nigdy wcześniej taka nie była.
Oczywiście przez całą drogę Tośka nie odezwała się nawet słowem, udawała wielce obrażoną. Dopiero, gdy podjechałem pod centrum handlowe rozpromieniała. A ja zacząłem się jakoś stresować, sam nie wiem, czemu.. Przecież to kolejne, zwykłe spotkanie z Haną.. Wziąłem głęboki oddech i udałem się za Tosią, która już wcześniej pobiegła na ruchome schody. Miałem tylko nadzieję, że te zakupy się udadzą i kupię coś fajnego. Matko, co ja bredzę, przecież ja nie cierpię zakupów!

środa, 9 kwietnia 2014

Cz.1

- Ciężki dzień? - usłyszałem za plecami tak dobrze znany mi głos.
Odwróciłem się na pięcie i zobaczyłem ją. Odkąd poznałem Hanę, od razu ją polubiłem. Była inna niż wszystkie kobiety, które jak dotąd spotkałem. I nie chodzi tu o wygląd, chociaż jest niczego sobie. Blondynka, zgrabna, dłuugie chude nogi.. taki mój ideał. I złapała świetny kontakt z Tośką, której szczęście jest dla mnie najważniejsze. Nawet myślałem, że może uda nam się coś więcej niż przyjaźń, ale zrezygnowałem. Mam wrażenie, że ona tego nie chce, że pasuje jej tak jak jest. Więc po co to zmieniać? No właśnie, to bez sensu.
- Kiepsko wyglądasz.. jadłeś coś dzisiaj? - zapytała kładąc dłoń na moim ramieniu.
Troszczy się o mnie. Od zawsze. Ale to tylko przyjaźń.
- Jadłem – odpowiedziałem bez namysłu.
- Na pewno? – zapytała mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu. – Czy tylko szybka kawa rano? – uśmiechnęła się delikatnie.
- Za dobrze mnie znasz.. – westchnąłem śmiejąc się przy tym.
Ruszyłem w stronę swojego samochodu. Przecież ktoś musi jeszcze odebrać Tosię ze szkoły. Jednak odwróciłem się jeszcze na moment..
- Podwieźć cię gdzieś? – zapytałem jednocześnie szukając kluczyków po kieszeniach.
- Dzięki, dzisiaj jestem swoim samochodem – znów delikatnie uśmiechnęła się w moją stronę.
Bardzo lubiłem, gdy się uśmiecha. Ładnie wtedy wygląda. To po prostu taka prawdziwa Hana, która codziennie jest uśmiechnięta i wesoła. Swego czasu miała problemy, ale szybko z tego wyszła. W sumie z moją pomocą.
- No to ten… - podrapałem się po głowie. – To ja lecę, Tośkę musze odebrać.. – przypomniałem sobie, że przecież czas mnie nagli.
Podszedłem do niej i pocałowałem ją w policzek na pożegnanie. Już każde z nas rozeszło się w swoją stronę, kiedy za plecami usłyszałem wołanie Wiktorii..
- Piotr! No Piotr, zaczekaj! – podbiegła do mnie szybciej niż światło. Dosłownie.
- Skończyłem dyżur, nie ma mnie! – uśmiechnąłem się do niej i wsiadłem do samochodu.
- No Piotr, proszę cię.. – Wiki spojrzała na mnie błagalnie. I już byłem praktycznie pewien, że to coś ważnego.
Wiktoria wiedziała, że sam wychowuję Tośkę. Wiedziała także, że teraz jadę po małą do szkoły, bo wcześniej rozmawialiśmy.
- No dobra, mów, byle szybko… - westchnąłem.
- Nie wiem, czy tak szybko.. Musimy reoperować tego pacjenta z trzustką..
- Chyba sobie żartujesz?! Wszystko było przecież dobrze, ja teraz nie mogę!
- Myślisz, że żartowałabym z tego? – spojrzała na mnie wymownie.
- Cholera jasna.. – zakląłem pod nosem. – Nie ma kto Tośki odebrać ze szkoły.. – westchnąłem palcami przeczesując włosy.
Wiki również coś po cichu zaklęła. Widziałem, że rozgląda się dookoła, jakby szukała jakiejś deski ratunku. Ja od razu pomyślałem o Hanie, ale co to, to nie. Zawsze mnie ratowała w takiej sytuacji, aż głupio mi było ją o to prosić. No i nagle obok swojego samochodu zobaczyłem samochód Goldberg. Wiki musiała ją wypatrzyć i kiwnęła na nią, gdy tamta już wyjeżdżała z parkingu.
- Hana, słuchaj, musisz nam pomóc.. To znaczy Piotrowi.. – Wiktoria zaczęła swoją paplaninę. Wiedziałem, że Hana się zgodzi. Ma za dobre serce.. No i w dodatku to jest Hana.
Tym sposobem została po raz kolejny opiekunką Tosi. A ja, razem z Wiki, pobiegłem na blok. No cóż, taki zawód lekarza… Oczywiście nie obyło się bez komplikacji. Prawie straciliśmy pacjenta. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, a zanim wyszedłem za szpitala Ruud zdecydował się go wybudzać.
Po takich emocjach jedyne czego było mi potrzeba, to świeże powietrze. Czym prędzej starałem się wyjść ze szpitala i wsiąść do samochodu, żeby przypadkiem już nikomu nie przeszło przez myśl mnie zatrzymywać. Dopiero gdy wyszedłem ze szpitala zdałem sobie sprawę, która jest godzina. Na zewnątrz robiło się już powoli ciemno. Spojrzałem na zegarek, dochodziła 19. Świetnie, po prostu świetnie. Hana na pewno jest przeszczęśliwa, że musi się zajmować Tosią. Wsiadłem do samochodu i czym prędzej pojechałem do Hany, bo pewnie wzięła Tośkę do siebie.
Wcale się nie myliłem. Kiedy wszedłem do mieszkania Goldberg, ta mnie tylko ponagliła, że Tośka już śpi. Miałem już zabrać małą do siebie, ale Hana jak to Hana powiedziała, że nie wypuści mnie z mieszkania bez porządnej kolacji. Od zawsze taka była! Zajmowała się mną i Tosią, co było całkiem.. urocze?
Zdjąłem kurtkę, po czym wspólnie zasiedliśmy do stołu. Brakowało mi teraz tylko mojej ukochanej córeczki, ale nie miałem serca jej po prostu budzić.
- Szpinak?- zapytałem robiąc przy tym szerokie oczy. Bądź co bądź jakoś średnio przepadałem za tą potrawą..
- No tak. Nie lubisz?
- Nie, nie skąd. To moje ulubione danie.- skłamałem na poczekaniu, by nie sprawić przyjaciółce przykrości.- Swoją drogą to w końcu powinnaś wpaść do nas z jakąś wizytą.. Muszę Ci podziękować za kolejną opiekę nad Tośką.. W sumie to nie wiem co bym bez Ciebie zrobił.
- Daj spokój Piotr. Od tego są przyjaciele.- Hana spojrzała na mnie dwuznacznie, uśmiechając się przy tym szeroko.
- Smacznego.- dodałem już tylko nie do końca zachęcony jedzeniem.
Dłubałem i dłubałem w tym talerzu jakoś bez większego przekonania. Kiedy Hana spoglądała w moją stronę udawałem tylko, że się lekko uśmiecham. Dosłownie dziękowałem Bogu, kiedy zadzwonił mój telefon.
- Przepraszam na chwilę.- dodałem, wstając od stołu.- Piotr Gawryło.- odebrałem połączenie od numeru, którego nie miałem wcześniej w telefonie.
Jak się okazało dzwoniła Marta Kubacka, matka dobrego kolegi mojej córki. Kilka razy rozmawiałem z tą kobietą podczas zebrań w szkole małej, ale nigdy nie podawałem jej swojego numeru. Jak się okazało wzięła go od wychowawczyni naszych dzieci, by móc zaprosić na przyjęcie urodzinowe jej syna Franka Tosię. Musiałem wtedy przyznać sam przed sobą, że jest dosyć atrakcyjną kobietę. Nie wiem czemu podczas rozmowy z nią, na mojej twarzy pojawił się mimowolnie uśmiech. Zrobiło mi się jakoś cieplej na sercu kiedy słyszałem ten jej aksamitny głos. Z tego co wiem była brunetką o dobrych kształtach. Chciałem się z nią kiedyś nawet raz czy dwa umówić, lecz przez problemy rodzinne zawsze mi odmawiała.
Kiedy się w końcu rozłączyłem usiadłem do stołu ponownie jak gdyby nigdy nic. Co gorsza nie umiałem zapanować nad uśmiechem, który nie schodził mi z twarzy!
- Coś się stało?- długo nie trzeba było czekać by Hana zaczęła wypytywać.
- Nie, czemu?
- Jakoś tak promieniejesz.- blondynka tylko wzruszyła ramionami nie spuszczając ze mnie wzroku.- Jakiś ważny telefon?- dopytywała dalej.
- Dzwoniła matka Franka.- wyjaśniłem po krótkiej chwili.
- I dlatego jesteś taki uśmiechnięty od ucha do ucha?- w tej chwili Hana odstawiła talerz na bok. Już wiedziałem, że nie odpuści mi tej spowiedzi!
- Zaprosiła Tosię na jego urodziny, a co za tym idzie mnie także.
- Iii?
- No i to oznacza spędzenie z nią trochę czasu. Wiesz, sam na sam.
Nie wiem czemu po tych słowach uśmiech z twarzy Hany znikł. Miałem się już pytać, o co chodzi, lecz po chwili, jak gdyby nigdy nic wstała od stołu zabierając talerze do kuchni. Zastanawiałem się czy iść do niej czy nie, lecz nie chciałem się narażać. Goldberg czasami miewała ciche dni, podczas których odcinała się od wszystkiego i wszystkich. Myślałem, że jest tak właśnie teraz.
Niestety się myliłem. Po krótkiej chwili blondynka wróciła z jakby wymuszonym uśmiechem siadając na swoim wcześniejszym miejscu.
- To jest ta sama kobieta, o której wspominałeś mi wcześniej? Ta, która kiedyś wpadła Ci w oko?- tak nagły powrót do tematu przez Hanę troszkę mnie zaskoczył!
- Dokładnie ta sama.- odparłem z nieukrywanym zadowoleniem.- Albo mi się wydaje, albo w końcu uda nam się umówić na randkę.
- Na pewno się uda.- odparła niby to uśmiechnięta blondynka, lecz jakaś zła. Teraz to już naprawdę nie miałem pojęcia o co jej chodzi!
- Pomożesz mi?- zapytałem od tak chwytając ją delikatnie za rękę by na mnie spojrzała.
- W czym niby?
- Pomóc mi się ogarnąć, żebym nie zmarnował szansy? Wiesz, ubiór, prezent, kwiaty.. Prawdę powiedziawszy to już nawet nie pamiętam, jak wyglądają randki. Chyba z tego wyrosłem..- zrobiłem do Hany słodkie oczka i już wiedziałem, że mi nie odmówi.
- Pewnie. Żaden problem.- odparła bez entuzjazmu.
Ja jednak byłem w skowronkach! Nie mogłem pohamować swojej radości, przez co tylko delikatnie i na szybko dałem Hanie małego buziaka w policzek!
- Jesteś najlepsza.- dodałem jeszcze naprawdę szczerze, wstając od stołu..- Idę po tą swoją małą księżniczkę..- ruszyłem do sypialni gdzie spała Tośka, lecz po chwili obróciłem się jeszcze na pięcie.- Jesteś najlepsza.- stwierdziłem szczerze, po raz kolejny uśmiechając się przy tym od ucha do ucha…

No to piszcie, co sądzicie! <3

wtorek, 8 kwietnia 2014


Prolog…


Piotr – przystojny 35-letni lekarz z Leśnej Góry, którego los od długich lat nie oszczędza. Samotnie wychowuje córkę – Tosię. Bez pamięci oddaje się pracy, jak i opiece nad dzieckiem. Ale jest jeszcze Hana.. Jego najlepsza przyjaciółka, która wspiera go w każdym trudnym momencie.
Wszystko wydaje się piękne i poukładane do czasu, gdy Piotr spotyka pewną brunetkę o imieniu Marta. Kiedy mężczyzna zaczyna angażować się w swój nowy związek, odczucia Hany w stosunku do niego ulegają dużym zmianom.
Czy jest możliwe, by prawdziwa damsko-męska przyjaźń była tylko tym, czy może wręcz przeciwnie – miłością na całe życie?